Od siódmej rano każdy miał coś do roboty. Tu odkurzanie, tu gotowanie, a tam ratowanie psa przed wyskoczeniem na drogę. I potem: zapach choinki, góra prezentów i ten jeden najwłaściwszy. Otwierając go popłakałam się. Łzy leciały jak grochy. Na początku myślałam, że to kolejna torebka do kolekcji, której i tak pewnie nigdy nie założę. A tu tablet - spełnienie moich marzeń. Potem ratowanie kota przed siostrzenicą i każdego elementu przed nią. Potem zamiast kolęd śpiewanie "Czterech słoni", "Kaczuch" czy GOSSIP. Ale warto było. No i oczywiście barszcz z uszkami o jedenastej w nocy. Wesołych świąt :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz